Szkoła myślenia

Katarzyna Konkel – absolwentka socjologii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Specjalistka w zakresie PR i relacji z mediami. Posiada doświadczenie w planowaniu i realizacji kampanii edukacyjnych i społecznych. Doświadczona trenerka, szczególnie zaangażowana w rozwój metodologii pracy z zespołami tworzącymi marki terytorialne. Od 2008 roku zajmuje się szeroko pojętym marketingiem regionalnym. Zarządzała i współzarządzała zespołem, który opracował ponad 20 strategii promocji i rozwoju dla miast, województw i instytucji publicznych. Zawodowo związana z LOCATIVO, Eskadrą PR i Eskadrą MarketPlace oraz Cafe PR.

Skończyłaś studia 10 lat temu i... zostałaś bezrobotną humanistką, jak wieszczą dziś media?

Katarzyna Konkel: Nie, zupełnie nie tak. Ale byłam przekonana, że przede mną jest okres stażowania. Miałam wizję, że będę musiała poświęcić jakiś czas na zdobycie praktyki. Była jakaś tam obawa, że nie mam tego fachu w rękach. Okazało się, że jest wręcz odwrotnie. Poszłam na staż, który trwał miesiąc, półtorej, i po tym czasie przedstawiono mi już konkretne propozycje. Okazało się, że w tej pracy ważna była umiejętność myślenia, kompetencja kulturowa i intelektualna, a nie konkretne doświadczenie. Potem to już był efekt domina – ta praca przerodziła się w kolejną – w agencji PR.

Czym się zajmowałaś w tej agencji?

K. K.: We wszystkich moich miejscach pracy – w wydawnictwie, uczelni prywatnej, potem w agencji – zajmowałam się prowadzeniem komunikacji marek ze światem zewnętrznym. W zależności od klienta miało to formę jednorazowych akcji lub było długotrwałą, strategiczną współpracą. W agencji, która była niewielka, nowym wyzwaniem było to, że robiłam wszystko – zajmowałam się zarówno pozyskiwaniem klientów, jak i zarządzaniem projektem. Pracowałam także nad strategią marek i tworzeniem podstaw do pracy kreatywnej. To mnie bardzo dużo nauczyło. Agencja była kompaktowa, pracowało tam kilka bardzo zdolnych osób, ale to była kuźnia różnych doświadczeń. W dużej agencji nie miałabym szansy na tak dużą różnorodność, bo tam jest większe profilowanie, jednak struktura cię zamyka w jakimś obszarze. Tutaj miałam bardzo różnych klientów – duże sieci handlowe, banki, wydawnictwa, ale i małą perfumerię selektywną. Ten płodozmian był ciekawy.

Ale gdzie w tym wszystkim socjologia?

K. K.:To mnie bardzo zaskakiwało, jak często moja wiedza ze studiów była dla mnie dużym wsparciem.

A co konkretnie Ci się przydawało?

K. K.: Przede wszystkim przydawała mi się umiejętność patrzenia na rzeczywistość jako na coś, co warto analizować na bieżąco. Tę umiejętność chyba najbardziej rozwijały przedmioty takie jak mikrosocjologia czy współczesne teorie socjologiczne i wyniesiona z nich wiedza często przydawała się w rozmowach z klientami. Oni doceniali, że na podstawie przyjrzenia się szczegółowi, np. produktowi, potrafiłam z tego wydobyć szerszą kategorię i zaproponować rozwiązania. To jest szkoła myślenia, którą otrzymałam na studiach na UJ. Myślę, że moją przewagą rynkową jest zdolność szybkiego analizowania danych, które mam, i przekładania tego na szersze kategorie. To jest bardziej konkretne, niż nam się wydaje, bo może się okazać, że nauczymy się iluś wzorów, schematów zarządzania projektami itp., ale jeśli nie będziemy samodzielnie analizowali rzeczywistości, to zgubimy to, co najważniejsze. Specjalizacja, którą wybrałam, a była to ówczesna europeistyka z zacięciem kulturoznawczym, dała mi kompetencje, która wielokrotnie przydała mi się w życiu prywatnym i zawodowym (np. podczas pracy z klientem, który był Persem).

Dialog międzykulturowy w marketingu lub PR?

K. K.: Tak, jak najbardziej. Ważna jest świadomość, że kategorie, którymi się posługujemy na co dzień – dla nas naturalne, bo w nich wyrośliśmy - nie są jedynymi obowiązującymi. To działa podobnie, jeśli chodzi o różne kultury organizacji. Dzięki studiom wiedziałam, że świat nie jest czarno-biały, że zawsze pozostaje kwestia interpretacji. Kiedyś pracowałam z firmą, która produkowała papy, wełny szklane i wiedziałam, że muszę się tych ludzi nauczyć, zobaczyć, co jest ich wartością, jaki jest ich język. Tego bym nie umiała zrobić, gdybym nie miała za sobą tych studiów.

A czym zajmujesz się w tej chwili?

K. K.: Z małej agencji, o której mówiłam, przeszłam dla odmiany do pracy w dużej agencji reklamowej, gdzie pracowałam przez kilka lat. Tam znalazłam socjologiczną niszę – zaczęłam się zajmować marketingiem regionalnym, co zresztą robię do dziś.

Marketing regionalny, czyli co?

K. K.: To jest szeroka kategoria, ale można powiedzieć, że jest to rynkowe, komercyjne myślenie o przestrzeniach regionalnych – kształtowanie wizerunku miast, powiatów, regionów, produktów regionalnych, ale także tworzenie tych produktów od podstaw, odpamiętywanie ich. W tej pracy poczułam, jak dużo pamiętam z metod i technik badań społecznych. Pracowaliśmy w obszarze stereotypów, postrzegania regionów, ich utrwalenia w pamięci. Projektowaliśmy badania dla konkretnych marek, np. dla Legnicy. W mojej pracy było dużo momentów związanych z negocjacjami, konsultacjami społecznymi, bo marki regionalne to przecież własność wszystkich. Zawsze staraliśmy się wypracować konsensus społeczny i aby go osiągnąć, musieliśmy wiedzieć, jaka jest struktura społeczna tego regionu, na ile mieszkańcy są zakorzenieni, czy mamy do czynienia z migracjami, czy ludzie są otwarci na budowanie marki w nowy sposób. Dla mnie to były rzeczy oczywiste, a dla moich kolegów o innym wykształceniu niekoniecznie. Swoje zaangażowanie w marketing regionalny uważam za strzał w dziesiątkę i to pokazuje także, jak ważne były dla mnie studia i jak mocno wpłynęły na moją drogę zawodową.

Rozmawiała Anna Szwed

 

Data opublikowania: 18.04.2013
Osoba publikująca: Aleksandra Łapińska