Herstoria

Natalia Sarata - współzałożycielka i członkini Zarządu Fundacji Przestrzeń Kobiet. Koordynatorka projektów, fundraiserka, badaczka, trenerka. Absolwentka socjologii (UJ 2004), europeistyki (UJ 2005) oraz podyplomowych gender studies (UJ 2005). Od 2002 r. związana z ruchem kobiecym, w latach 2002-2007 współpracowniczka Fundacji Kobiecej eFKa, od 2007 roku zaangażowana w Fundację Przestrzeń Kobiet, od 2010 r. członkini nieformalnej grupy Ulica Siostrzana. Absolwentka Szkoły Trenerów STOP (2008-2009), Szkoły Treningu Grupowego Grupy Training & Consulting (2010-2011) i Specjalistycznej Szkoły Facylitacji Społecznej Towarzystwa Edukacji Antydyskryminacyjnej, na poziomie zaawansowanym (2011-2013). Członkini-założycielka Towarzystwa Edukacji Antydyskryminacyjnej, w latach 2009-2012 członkini zarządu TEA. Przedstawicielka Fundacji Przestrzeń Kobiet w Krakowskiej Sieci Antydyskryminacyjnej. Współkoordynatorka Koalicji na rzecz Edukacji Antydyskryminacyjnej.

 

Czym się obecnie zajmujesz w swoim zawodowym życiu?

To jest bardzo szerokie pytanie. W tym momencie jestem zaangażowana w działania i projekty organizacji pozarządowych i inicjatywy grup nieformalnych – oddolne, obywatelskie, feministyczne, antydyskryminacyjne. Główną moją aktywnością jest współpraca z Fundacją Przestrzeń Kobiet, którą współzałożyłam ponad sześć lat temu – tam pracuję i realizuję różne swoje autorskie projekty. Pracuję też i działam społecznie w Towarzystwie Edukacji Antydyskryminacyjnej, które również współzakładałam kilka lat temu, oraz w projekcie Krakowska Sieć Antydyskryminacyjna, gdzie zajmuję się monitoringiem polityki antydyskryminacyjnej na poziomie lokalnym, tutaj w administracji samorządowej w Krakowie. Jestem też związana z nieformalną grupą Ulica Siostrzana, która organizuje letnie feministyczne obozy dla kobiet.

Czy możesz powiedzieć coś więcej na temat Fundacji Przestrzeń Kobiet? Czym jest ta fundacja, czym się zajmujecie?

Przestrzeń Kobiet powstała jako organizacja pozarządowa w 2007 r. w wyniku przekształcenia z istniejącej wcześniej grupy nieformalnej. To jest organizacja, którą stworzyłam razem z Ewą Furgał. Realizujemy różne projekty, które koncentrują się wokół trzech ścieżek działalności. Po pierwsze, są to działania związane z przypominaniem, odpamiętywaniem historii kobiet, szczególnie tych związanych z Krakowem, ale nie tylko. Mówię „nie tylko", dlatego że ostatnio zajmujemy się wątkiem międzypokoleniowych historii kobiet, bardziej na poziomie osobistym. Ta ścieżka to przede wszystkim Krakowski Szlak Kobiet. Druga ścieżka, którą w tej chwili nieco mniej akcentujemy, nazywa się „Kobiety i rozwój". W jej ramach realizujemy różne działania informacyjne, edukacyjne, wspierające rozwój kobiet na terenach wiejskich i poza dużymi ośrodkami miejskimi. I trzecia ścieżka, coraz intensywniej przez nas rozwijana, to „Kobiety LBT", gdzie analizujemy i przedstawiamy sytuację nieheteroseksualnych kobiet żyjących poza dużymi miastami i na wsi w Polsce.

Jako pierwszy wymieniłaś obszar związany z historią kobiet. Jak pojawił się pomysł na tego typu działania?

Inspiracją bezpośrednią i podstawowym impulsem do działania była książka związanej z krakowską socjologią Grażyny Kubicy – „Siostry Malinowskiego" . Czytałam tę książkę i chwilę później czytała ją Ewa. To jest o tyle ważne, że żadna z nas nie pochodzi z Krakowa, więc dla nas to był sposób zajęcia się historią kobiet w tym mieście, oswojenia przestrzeni miasta i zobaczenia siebie oraz swoich symbolicznych przodkiń tutaj. Grażyna Kubica zajmowała się przypomnieniem historii kilkunastu kobiet. Niektóre z nich żyły także w Krakowie – poruszały się w tych miejscach, z którymi ja i Ewa na co dzień byłyśmy związane. I tak to się zaczęło. Postanowiłyśmy robić coś podobnego, tylko bardzo silnie osadzić to w przeszłości i nie planowałyśmy tego jako działania jednorazowego.

Pomysł przełożył się na konkretne działania...

Zaczęłyśmy prowadzić coś, co dziś nazywamy naszymi autorskimi warsztatami historii kobiet. One się koncentrowały wokół tego, czego nie wiemy. Chodziło nam o to, by zobaczyć „brak", by pokazać w jakimś sensie to, co jest niewidoczne, zdiagnozować, czym możemy ten „brak" wypełniać. Potem narodziły się serie warsztatów dla edukatorów i edukatorek, dla nauczycieli i nauczycielek, książka – „Przewodniczka po Krakowie emancypantek" (miała być jedna, mamy pięć tomów). Po drodze powstawały kalendarze historii kobiet, gra planszowa...

Co dla Ciebie znaczą wszystkie te działania podejmowane w ramach Krakowskiego Szlaku Kobiet?

Poruszamy się w obszarze historii kobiet, które tutaj żyły, działały, albo były przez jakiś czas obecne w przestrzeni lokalnej. Pamięć o nich narusza wizerunek Krakowa jako tradycyjnego i konserwatywnego miasta. Chcemy pokazać, że przeciwnie – ma ono bardzo rewolucyjną historię, jeśli chodzi o emancypację kobiet. Ale też jest to projekt, który wynika z buntu wobec tego, że te kobiety i ruch emancypacyjny nie jest włączony w podręczniki, przewodniki po mieście, w historię tego miasta na równi z innymi ruchami. Projekty, które realizujemy w ramach Krakowskiego Szlaku Kobiet, są też po prostu naszymi marzeniami. Ta inicjatywa to nie tylko działania na zewnątrz, dla innych osób, działania, które pomagają zdobywać wiedzę i pamiętać, ale także spełnianie własnych potrzeb. Jeśli nam brakuje książki o takich postaciach, to tak to planujemy, by się pojawiła. Jeśli nam brakuje w kalendarzu informacji o tym, jak wyglądała historia kobiet dzień po dniu, to taki kalendarz po prostu robimy w Fundacji. Jeśli pałam namiętnością do planszówek, a okazuje się, że nie ma żadnej planszówki o historii kobiet i, co więcej, nie ma takiej, która nie byłaby oparta na konkurencyjności, tylko na współpracy, to stajemy na głowie, żeby ją stworzyć.

Oprowadzacie szlakiem kobiet po Krakowie. Kto uczestniczy w tych wycieczkach?

Większość z tych osób to są kobiety, które są bardzo zainteresowane historią kobiet i złe na to, że są szlaki świętych w mieście, szlak obwarzanka, a nie było dotąd szlaku historii kobiet. To są bardzo młode kobiety i dziewczyny, czasem dziewczynki przyprowadzane przez swoje mamy lub rodziców, ale i starsze kobiety – ciekawe tego, co robią młode w przestrzeni miasta, ale też co i gdzie robiły te, które były przed nimi. Studentki, emerytki, edukatorki, aktywistki – bardzo szeroka grupa. Przychodzi też trochę mężczyzn, choć mniej niż ja bym chciała. Często przychodzą też przewodnicy i przewodniczki, żeby się dowiedzieć czegoś więcej, niż na swoich kursach.

Czy myślisz, że to wchodzi w główny nurt oprowadzania po Krakowie?

Myślę, że tak i to na bardzo różne sposoby. Nam bardzo zależy, aby osoby, które się od nas uczą, nie wychodziły z wiedzą w postaci anegdotek o wysokich obcasach, o kosmetykach, o tym, że ta była latawicą, tamta miała tyle romansów, a jeszcze inna była kochanką Boya-Żeleńskiego. Pokazujemy, że to jest nie tyle opowiadanie o kobietach, ile opowiadanie z pewnej perspektywy – wychodzenie poza stereotypy płci, szukanie i wskazywanie podmiotowości i sprawczości tych bohaterek. Bardzo się cieszę, że te treści wchodzą w główny nurt nie tylko w formie osobnych wycieczek poświęconych temu tematowi, ale że niektóre przewodniczki wprowadzają te wątki w swoje standardowe trasy. Oprowadzają po Starym Mieście i po dzielnicy uniwersyteckiej i opowiadają nie tylko o samym Uniwersytecie Jagiellońskim, ale i o tym, że kobiety przez większą część jego historii nie mogły tam studiować. Przywołują historię trzech pierwszych studentek. Kiedy oprowadzają po Kazimierzu, to nie tylko opowiadają „historię Żydów z Kazimierza", ale też pokazują co najmniej dwie perspektywy – męską i kobiecą, różnicują te opowieści.

Jesteś absolwentką socjologii na UJ. Na ile socjologia odgrywała lub odgrywa u Ciebie istotną rolę?

Myślę, że ona jest kluczowa. Studiowanie socjologii w tym konkretnym Instytucie i budowanie drogi edukacyjnej na studiach wymagało ode mnie dużej samodzielności – postawy podejmowania własnych decyzji z myślą o własnym, możliwie wszechstronnym rozwoju, krytycznego myślenia i aktywnego poszukiwania tego, co mnie interesuje . To było dla mnie ważne, że mogłam wybierać, co i jak chcę studiować. Jeśli chodzi o meritum, to myślę, że socjologiczne podejście jest kluczowe w budowaniu wrażliwości społecznej. Wiedza o pewnych mechanizmach i umiejętność ich dostrzegania w codziennym życiu jest szalenie istotna. Szybko do mnie dotarło, że to nie jest kierunek oderwany od rzeczywistości, ale zanurzony w tym, co się dzieje. Umiejętność analizowania tego, co się zdarza, była podstawą do budowania ścieżki związanej z działalnością w organizacji pozarządowej i oddolnych działań w ramach społeczeństwa obywatelskiego. Zaangażowanie społeczne, krytyczne myślenie o procesach, które mają wpływ na moje życie i świadomość, że mogę je zmieniać. Wpływ socjologii to także to, czym się zajmuję merytorycznie – przeciwdziałanie dyskryminacji, stereotypom, uprzedzeniom ze względu na płeć i różne inne przesłanki. Socjologia tutaj w Krakowie była, poza innymi rzeczami, także przestrzenią do budowania wrażliwości społecznej. To była absolutna baza, bez której moja działalność nie mogłaby się wydarzyć.

Dziś walczą ze sobą dwa sposoby myślenia o absolwentach socjologii. Z jednej strony kierunki społeczne postrzegane są jako „produkcja bezrobotnych", a z drugiej mocne są głosy czysto rynkowe, pokazujące, że absolwenci socjologii mogą pracować w marketingu, reklamie, badaniach opinii. Ty reprezentujesz III sektor. Czy myślisz, że jest miejsce na socjologów i socjolożki w tym obszarze?

Absolutnie tak. Wiele osób widzi zastosowanie socjologii w III sektorze jedynie w postaci kampanii społecznych – billboardy, hasła, spoty. Jestem od tego daleka, bo myślę, że to nie jest kwestia narzędzi, ale kwestia treści. I rolę socjologii widzę w wypełnianiu kampanii treścią, to nie są tylko narzędzia i PR. Chodzi nie tylko o to, jak to zrobić, ale przede wszystkim po co i dla kogo to zrobić. Moim celem w Fundacji nie jest też przeprowadzenie badań socjologicznych. To się realnie wydarza, ale badania traktujemy jak narzędzie. To nie jest tak, że jestem socjolożką i w związku z tym robię badania. Jestem socjolożką, w związku z tym patrzę, jakie problemy mogę opisać, na jakie problemy zareagować, kogo mogę wesprzeć, żeby sam mógł rozwiązać problemy, których doświadcza. Jednym z elementów takiej interwencji są badania, ale one nie są celem samym w sobie. Pytanie o zmianę jest tutaj kluczowe i ono zresztą się w socjologii na każdym kroku pojawia. Jaka jest moja wizja społeczeństwa i społeczności, w których chcę żyć? Jaką wspólnotę chcę współtworzyć? Wątek zaangażowania własnego, a nie przykrawania się do rzeczywistości, zawsze był dla mnie istotny.

Rozmawiała Anna Szwed

Data opublikowania: 10.03.2014
Osoba publikująca: Anna Szwed