Świat bez wartości?

Wywiad z dr hab. Małgorzatą Bogunią-Borowską - kierownikiem Zakładu Badań Kultury Współczesnej IS UJ.

Dr hab. Małgorzata Bogunia-Borowska Specjalizuje się w tematyce socjologii codzienności, socjologii wizualnej, edukacji medialnej oraz kulturze mediów. Bada współczesne przemiany kulturowe i cywilizacyjne, w szczególności wszelkie aspekty życia w społeczeństwie konsumpcyjnym. Krytyce i analizie poddaje kulturowe treści i znaczenia kreowane na obszarze telewizji, filmu czy ogólnie kultury popularnej. W obszarze jej zainteresowań znajduje się problematyka edukacji medialnej i komunikacji.

Wywiad pierwotnie ukazał się w "Alma Mater" (nr 182-183/2016).

 

Jest Pani redaktorem wydanej przez Społeczny Instytut Wydawniczy „Znak” książki Fundamenty dobrego społeczeństwa. Wartości. Co skłoniło Panią do zajęcia się tematyką wartości?

Dla socjologa tematyka wartości jest bardzo ważna. A w związku z faktem, że żyjemy w bardzo dynamicznych czasach i doświadczamy wielu procesów i zmian, w naturalny sposób pojawiają się pytania dotyczące tego, w jakim świecie żyjemy dzisiaj i jaki on będzie jutro. Nie da się ukryć, że coraz trudniej jest nam rozumieć to, co się wokół nas dzieje. W wielu miejscach trwają konflikty zbrojne, wielkie migracje ludności, mieszają się kultury, zderzają ze sobą różne wizje tego, jak ten świat powinien być zbudowany. Dochodzi do konfrontacji różnych systemów religijnych, stylów życia, uwypuklają się nierówności społeczne, podważa się istniejące trwałe mity i narracje kulturowe, historyczne i społeczne. To, co dotychczas było domeną dociekań intelektualistów, staje się doświadczeniem zwykłych ludzi. Żyjemy w bardzo dziwnym momencie dziejowym. Ludzie dysponują nowoczesnymi technologiami, mogą z łatwością podróżować po całym ziemskim globie, komunikować się z najodleglejszymi zakątkami świata dzięki krążącym nad nami satelitom, rozwój medycyny skutecznie przedłuża ludzkie życie. A jednak zamiast budować dobry i bezpieczny świat, w którym każdy mógłby czuć się dobrze, robią coś wręcz odwrotnego. Zamiast dialogu i komunikacji mamy rosnącą liczbę konfliktów. Współczesna cywilizacja zmierza w nieznanym kierunku. Przyszłość jest niepewna.

Czy w takich czasach wartości nabierają szczególnego znaczenia?

Wartości są ważne w każdych czasach. Jednak rzeczywiście wyczuwa się, że teraz „coś wisi w powietrzu”. Coś się dzieje, czego jeszcze nie potrafimy ogarnąć rozumem i ocenić. Modele społeczne, które są nam bliskie i znane, wymagają ponownego zbadania i opisu. Ludzie potrzebują rozumieć świat, w którym żyją. Świat, który także tworzą. Muszą mieć jego wizję. Muszą w codziennym życiu umieć odpowiedzieć i ocenić, co jest dobre, a co jest złe. Co im służy, a co zagraża. Co jest dobre dla wspólnoty, w której żyją, a co może jej zaszkodzić. Żyjąc w czasach, w których toczą się niezwykle dynamicznie rozmaite procesy, takie jak globalizacja czy migracje, ludzie szczególnie potrzebują drogowskazów, schematów czy wzorców działania. Jeśli nie ma gotowych procedur reagowania i rozwiązywania różnych problemów, to pojawia się kryzys, a wraz z nim niepokoje, obawy i lęki. Ludzie tracą poczucie – jak mawia Anthony Giddens – ontologicznego bezpieczeństwa.

Taka sytuacja ma charakter globalny. Czy można jej zaradzić?

Jest to bardzo trudne, bo aby móc szukać remedium, trzeba w pierwszej kolejności dobrze postawić diagnozę. Dzisiaj wiemy i „czujemy” chorobę, ale nie potrafimy jej jeszcze dobrze zdiagnozować. Zatem o leczeniu nie ma mowy. Odchodząc od tej medycznej metafory, można powiedzieć, że porządek społeczny, polityczny czy kulturowy znany w Europie „pęka” i „rozpada” się. Wszystko w tym świecie „trzeszczy”. Wydaje się, że nasza cywilizacja nie jest przygotowana na to, co się obecnie wydarza. W takiej sytuacji jedną z możliwości jest odwołanie się do fundamentów społecznych, do tego, co leży u podstaw wspólnoty: do wartości lub idei.

Czy istnieje deficyt idei łączących ludzi lub wyznaczających horyzont działań dla ludzi, grup społecznych czy całych wspólnot?

Ludzie żyją coraz częściej w swoich prywatnych przestrzeniach. Części z nas to zupełnie wystarcza. Potrafią czerpać radość z takiego życia, szczególnie wówczas, gdy taki stan jest niezmienny. Jednak spoglądając na rozwój cywilizacji, łatwo zauważyć, że są społeczeństwa, które żyją codziennością, i takie, które poszukują wielkiej idei. Jednym wystarcza demokracja i indywidualizm. Inne nie potrafią się zorganizować bez drogowskazu, jaki daje ideologia czy religia. Ten drugi typ świetnie opisuje tegoroczna noblistka Swietłana Aleksijewicz, która przemierza rozległy obszar byłego Związku Radzieckiego i bada mieszkających na tych terenach ludzi. Rozmawia zTurkmenami, Ukraińcami czy Kazachami, którzy bez wielkiej idei nie potrafią żyć. Ten stan Aleksijewicz komentuje słowami: nie potrafili opuścić wielkiej historii, pożegnać się z nią. Być szczęśliwymi winny sposób. Zanurzyć się... rozpłynąć wprywatnej egzystencji, jak to się dzieje teraz, kiedy małe awansowało do rangi wielkiego (Czasy secondhand. Koniec czerwonego człowieka).

Z Pani opisu wyraźnie wyłaniają się dwa modele wspólnot.

Tak. Te dwa modele można określić jako wspólnoty wielkiej sprawy i wielkiej codzienności. Ten pierwszy rodzaj społeczeństwa organizuje się wokół niebanalnej i wielkiej idei, której realizacja może się odbywać tylko na wielką skalę i z zaangażowaniem wszystkich członków. Sama idea staje się pożywką dla trwania wspólnoty i poczucia dumy z niej. W wypadku drugiego rodzaju wspólnot mamy do czynienia z banalnością mozolnie budowanej dobrej codzienności w relacjach z bliskimi, sąsiadami, instytucjami i innymi obywatelami. Ten drugi model jest mniej spektakularny. Bardziej angażuje wszystkich członków w tworzenie wspólnego dobra w codziennych obszarach ludzkiej egzystencji. Unika patosu i wzniosłości na rzecz zwykłego, ale wartościowego życia w jego wielu kontekstach i wymiarach. W historii rozwoju społeczeństw te dwa typy wspólnoty: wielkiej sprawy i wielkiej codzienności, pojawiają się zamiennie. W polskiej tradycji są one utożsamiane z dwoma nurtami: romantyzmem i pozytywizmem. Raz wspólnota koncentruje się wokół wielkiej i poważnej idei, by w kolejnej fazie angażować członków wspólnoty do pozytywistycznej i pragmatycznej pracy na jej rzecz. Organizacja wspólnoty na sposób „romantyczny” bądź „pozytywistyczny” działa jak płodozmian. Jednym z największych wyzwań wydaje się to, aby owe dwa typy wspólnoty zaistniały w tym samym czasie. Aby mieć ważną i symboliczną ideę, która wyzwala energię społeczną do działania przy jednoczesnym praktycznym isystematycznym wysiłku podejmowanym każdego dnia przez jej członków. Chodzi więc o łączenie myślenia ideowego z pragmatycznym działaniem.

Społeczeństwo to jednak nie tylko wspólnota, ale także societas. Czy któryś z tych wymiarów jest ważniejszy z punktu widzenia funkcjonowania społeczeństwa?

W myśli socjologicznej podział na communitas i societas jest bardzo trwały. Pojawia się on, na przykład, u Ferdynanda Tönniesa czy Emila Durkheima. Zasadniczo każde społeczeństwo składa się z dwóch wymiarów: communitas i societas. Wspólnota wyraża wartości, czyli wszystko to, co łączy ludzi w wymiarze symbolicznym i kulturowym. Natomiast societas wyraża się w strukturze i instytucjach, czyli wszystkim tym, co spaja ludzi i organizuje im życie w wymiarze formalnym. Sfera communitas jest mniej sformalizowana i zinstytucjonalizowana, ale także oparta na zasadzie niewykalkulowanej wzajemności. Sytuacja optymalna byłaby wówczas, gdyby istniała równowaga między tymi wymiarami.

Czy jest możliwy zatem świat – czy też, mówiąc socjologicznie, porządek społeczny – bez wartości?

Trudno mi sobie wyobrazić taki świat czy też taką wspólnotę. Świat bez dobrych wartości, które zostały opisane w książce – a za takie uznaliśmy godność, lojalność, miłość, odpowiedzialność, pracowitość, prawość, przyjaźń, przyzwoitość, solidarność, sprawiedliwość, szacunek, uczciwość, wolność, wrażliwość, współ- pracę, zaufanie i życzliwość – byłby karykaturą. To byłoby coś strasznego, koszmar nie do wytrzymania. Warto także pamiętać, że ludzie potrafią wypaczać pozytywne znaczenie tych pięknych, fundamentalnych pojęć. Definiując je na swój sposób, potrafią budować reżimy i gotować ludziom piekło na ziemi. Takie sytuacje nie mają jednak nic wspólnego z dobrymi społeczeństwami. Na wartościach społecznych opiera się umowa społeczna. To na ich fundamencie powstaje porządek społeczny, organizowane jest życie pojedynczych ludzi, ale także kształtuje się jakość życia zbiorowego. Pozostaje jeszcze kwestia wyboru owych wartości. Jak pouczał Józef Tischner, wartości nie leją się na nas z góry, jak woda z flaszki. One także wymagają od nas wyboru. Ów wybór nie zawsze jest oczywisty. W niektórych kontekstach społecznych ludziom, szczególnie na krótką metę, opłaca się być nieuczciwymi czy też nieodpowiedzialnymi.

Wydaje się, że dzisiaj chciałoby się trochę ponegocjować znaczenie wartości.

Wartości społecznych się nie negocjuje. Nie można ich naciągać jak gumy do żucia. Nie można być trochę uczciwym lub czasami życzliwym, jak się, na przykład, ma w tym interes. Albo się jest uczciwym i życzliwym, albo nie. Albo szanuje się drugiego człowieka i jest się odpowiedzialnym, albo nie. Wksiążce została użyta metafora DNA tkanki społecznej. Od tego, z czego zbudowany jest ów kod DNA, zależy charakter i działanie całego organizmu społecznego. Można ów kod dziedziczyć, ale także można, choć jest to trudniejsze, starać się go modyfikować. Każdy z nas bez większej trudności jest w stanie wskazać takie przestrzenie społeczne, gdzie ludzie chcą mieszkać i przebywać. Są miejsca, w których od razu czujemy się dobrze. Takie, gdzie ludzie realizują swoje potrzeby, współpracują, pomagają sobie i szanują się. Są i takie wspólnoty, które ludzie opuszczają i z których uciekają. Wspólnoty, w których życie staje się nieznośne, ludzie nie mają szans na rozwój, na współpracę. Miejsca, gdzie ludzie nie chcą wychowywać potomstwa. W takich miejscach DNA tkanki społecznej jest najpewniej wadliwy.

Jak rozpoznać dobrą wspólnotę?

To bardzo proste. W dobrej wspólnocie człowiek zwyczajnie dobrze się czuje. Chce w niej pozostać, zrobić coś dla niej, pragnie w niej wychowywać potomstwo. Jej porządek jest przejrzysty i oparty na stałych zasadach. Ze wspólnoty, która jest zła, człowiek ucieka. Szuka świata lepszego dla swoich dzieci. Często podejmuje działania, aby ją zmienić. Jest jeszcze jeden sposób sprawdzenia, czy wspólnota była dobra: to pamięć o niej. Pewien rodzaj tęsknoty za nią, poczucie wdzięczności wobec niej za to, kim się jest, i za to, co dała człowiekowi. Wdzięczność wobec wspólnoty i we wspólnocie sprzyja jej trwałości i mocy. Jak pisał George Simmel, Wdzięczność należy do owych cieniutkich, ale nieskończenie odpornych nici łączących jeden element z drugim, a tym samym łączących je wreszcie wszystkie w spójną witalną całość. Dlatego, nawet jeśli nie zamieszkuje się wspólnoty w danym momencie albo już się ją opuściło, wciąż jest się jej częścią. Dla przykładu, wspólnota Uniwersytetu Jagiellońskiego to nie tylko jej obecni studenci i pracownicy, ale ludzie rozproszeni po całym świecie, którzy kiedyś do niej wstąpili i przyjęli jej wartości. To także ci, którzy już odeszli. Pamięć o nich jest ważnym jej aspektem. Ważnym aspektem jest także to, czy myśląc o wspólnocie – czynimy to w kategoriach „my”.

A zatem świat bez wartości jest niemożliwy?

Świat bez wartości jest możliwy, ale byłby piekłem. I z pewnością nie byłoby w nim miejsca na wspólnotę.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Iwona Kołodziej

Data opublikowania: 19.12.2017
Osoba publikująca: Anna Szwed